Gaditanos… czyli zagrajmy to jeszcze raz

#tbt

Wiktoria

Na samym początku o mieszkańcach Kadyksu nie wiedziałam zbyt wiele i chociaż minęło raptem kilka dni, postanowiłam wypowiedzieć się na ich temat. Przecież tylko wystarczyło na nich spojrzeć… szczery, ciepły uśmiech (w sumie było gorąco) i ten hiszpański temperament. Przyznam się, że zrobili na mnie wspaniałe wrażenie. Moi bliscy śmiali się, że fajnie byłoby mieć takiego Hiszpana w rodzinie, ale Drogie Panie – pozory czasami mylą! Nasi Polscy „mężczyźni” zdecydowanie wygrywają w tej konkurencji 🙂 Oczywiście Hiszpan Hiszpanowi nie jest równy, a o gustach nie powinno się dyskutować…

Nasze początki w Kadyksie przypominały długi, wakacyjny wypad. Mniej więcej przez dwa tygodnie czułam się jak turysta i obserwowałam ludzi z innej perspektywy. Zastanawiałam się, czy wszyscy są tacy mili ze względu na podróżujących, czy taka ich natura? Kolorowo być przecież nie może, bo kiedy jest zbyt idealnie, zaczynamy szukać dziury w całym… i tak też się stało. Przygotowałam kilka spostrzeżeń i dziwnych sytuacji z którymi miałyśmy okazje się spotkać. Jak myślicie, czy coś nas jednak zaskoczyło?

  1. Mów ciszej (po Polsku): czyli krótka przygoda z Tinto de Verano

Podobno Hiszpanie są tolerancyjni, lecz wyjątek potwierdza regułę. Wiele razy spotkałam się z  komentarzami na Facebooku, gdzie Polacy pisali o tym, jak są krytykowani ze względu na swoje pochodzenie. Dziwiłam się – przecież tutaj nic takiego mnie to nie spotkało. Jednak los tak chciał, żebym kilka dni później wspominała swoje słowa. A było tak: wracałyśmy z Gosią z zajęć, oczywiście jak zwykle „uchachane”, kiedy zobaczyłyśmy w oddali hiszpańskiego „dziadzia” z butelką w ręce (zawsze śmieję się, że w Polsce mamy „Amarenę”, a w Hiszpanii pije się „Tinto de Verano”). Zbliżał się do nas dość niestabilnym krokiem. Już chciałyśmy powiedzieć, że nie mamy drobnych, kiedy poleciał na nas strumień jakiegoś trunku. Tinto de Verano. No cóż… lepiej być oplutym czymś słodkim 🙂 Może to była jakaś aluzja?

2. Nie jesteś stąd? Przetestujmy twój hiszpański!

Kilka razy zdarzyło się, że ktoś nas zaczepiał na ulicy, najczęściej próbując „wyżebrać” pieniądze. Kiedy słyszał, że nie jesteśmy stąd, zaczynał mówić coraz to szybciej (za każdym razem przypominało to jeden, wielki bełkot). Oczywiście tylko po to, żeby pośmiać się z naszych min. Czasami wydaje mi się, że Gaditanos są bardzo dumni ze swojego niezrozumiałego dialektu i próbują to udowodnić na każdym kroku… dosłownie. Nawet jeżeli poprosisz, żeby ktoś mówił wolniej, nie za bardzo ich to rusza!

3. Wieczne gaduły

Podobno Gadinatos są największymi żartownisiami w całej Hiszpanii. Nie ważne, czy pójdziesz do baru, czy do sklepu – za każdym razem ktoś zarzuci krótkim żartem, albo spróbuje Cię rozbawić (Chińskie bazary się nie liczą, Azjaci są mistrzami powagi). Oczywiście baaaardzo często nie możemy ich zrozumieć, ale z grzeczności uśmiechamy się, albo próbujemy zaśmiać. Nie musisz odpowiadać – oni tego nawet nie oczekują. Gaditanos będą mówić do Ciebie cały czas, nawet jeżeli się tego nie spodziewasz!

4. Wywóz śmieci

Przewracasz się w łóżku z boku na bok i nie możesz zasnąć? Zastanawiasz się, która może być godzina? Kiedy usłyszysz śmieciarkę to znak… że jest już po pierwszej w nocy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, lecz… na kontenerach jest napis z prośbą, aby nie wyrzucać śmieci (szczególnie szklanych butelek) po godzinie 21:00. Wszystko po to, aby nie zakłócać ciszy nocnej. Jak widać sam urząd miasta swoich reguł nie przestrzega!

5. We don’t speak English

Każdy wie, że Hiszpanie do języka angielskiego nie przywiązują dużej wagi. Odwiedzasz nasz kraj? Mów w naszym języku! Jednak kiedy będąc w sklepie, kupujesz chociażby bułki i w pewnym momencie brakuje Ci jednego słowa, sprzedawca od razu zaczyna (albo próbuje) mówić do Ciebie w języku angielskim. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy mówię do ekspedientki w języku hiszpańskim, a ona uparcie próbuje wymusić ode mnie angielski. Ja, zawzięcie kontynuuję rozmowę po hiszpańsku, po czym ona rezygnuje z angielskiego, ale na końcu żegna się słowami „Thank you and goodbye”. Myślę, że działa to w dwie strony. I ja i ona próbowałyśmy pochwalić się naszą znajomością języków obcych 😉

6. Odpadająca klamka

Już się pogodziłyśmy z brakiem czajnika czy niedziałającym piekarnikiem… aż do czasu kiedy „klamka” od drzwi wejściowych zaczęła odpadać. Ten kto był w Hiszpanii dobrze wie, że bardzo często klamki są tylko od zewnętrznej strony i działają na zatrzask. Więc jeżeli mieszkasz sam i zapomnisz kluczy, a drzwi nagle się zamkną… cóż, czeka Cię noc na wycieraczce. Problem udało nam się naprawić, ale nie do końca. Aby uniknąć problemów czekaliśmy, aż nasza właścicielka przyjdzie i po wyjściu pociągnie mocno za klamkę… nie oszukujmy się, chciałyśmy zwalić winę na kogoś innego. Chcielibyście widzieć nasze miny, kiedy okazało się, że Francisca doskonale o tym wie i od zepsutych klamek jest specjalistką. Pewnego dnia, wyszliśmy z domu i po powrocie naszej klamki od drzwi nie było… Po prostu spadła i ją zabrała. Po skontaktowaniu się z nią, odniosła ją z powrotem. Dopóki drzwi z nawiasów nie odpadną, nowej klamki nie będzie 🙂 Hiszpanom daleko do perfekcyjnych majsterkowiczów.

7. Bez lodu, ani rusz! 

Kiedy w Polsce marzy Ci się mrożona kawa, od razu przed oczami masz porządną porcję bitej śmietany, czekolady i skruszony lód. W Hiszpanii o takich „rarytasach” możemy zapomnieć, bo Hiszpanie poszli na łatwiznę i do gorącej kawy z mlekiem, wrzucają po prostu kilka kostek lodu. Nie ważne jak wygląda i smakuje, najważniejsze, że chłodzi. Gosia wręcz to ubóstwia i bardzo często sama korzysta z tej opcji. Ta sama zasada dotyczy też wszystkich refrescos (czyli napojów gazowanych typu cola itp.). Napój ten koniecznie musi być podany w dużym kielichu (kiedyś myślałam, że wszyscy podczas sjesty piją ten sam rodzaj drinków… byłam blisko) i z porządną porcją lodu. Polak nie zwróciłby na to uwagi, ale Hiszpan byłby w stanie kłócić się z kelnerem o brak „hielo” w swojej szklance!

8. Hejże ho, na zakupy by się szło!

O supermarketach pisałyśmy tutaj, ale czy wiecie, że w każdym sklepie jest… parking dla wózków zakupowych (albo też bazarowych, jak kto woli). Mało tego, są specjalne łańcuchy, abyśmy mogli ze spokojną głową wybierać swoje ulubione produkty i nie martwić się jak przetransportujemy je do domu. Wszyscy „popylają” tutaj z wózeczkami, nie ważne czy jesteś starszy czy młodszy. Jak widać, dobry wóz może mieć każdy i to dobrze ubezpieczony! Po co dźwigać ciężkie siaty. Patrzcie jacy Hiszpanie potrafią być eko, a cena za jednorazówkę wcale nie wzrosła w nowym roku 😉 Oprócz tego zakupy możemy robić w rytmie samych hitów, głównie reggaeton 🙂 Śpiewający klienci to też wcale nie taka rzadkość!

A kiedy w sklepie, albo kawiarni ktoś powie do Ciebie „guapa” wcale nie musi to oznaczać, że jesteś ładna. Do tego też się można przyzwyczaić.


Dodaj komentarz